poniedziałek, 15 marca 2010

Wyjaśnienia tom I

W poprzednim wpisie pisałem coś o narkotykach, alkoholu i innych takich pierdołach. Nie chce żebyście pomyśleli że byłem (albo co gorsza jestem), jakimś ćpunem, czy alkoholikiem. Jest już późno, czy raczej wcześnie - zależy jak na to patrzeć - a ja nie mogę zasnąć, więc co nieco napiszę o moim dawnym życiu. Na pierwszy ogień pójdą "narkotyki".
Było lato 2006 roku. Miałem wtedy 15 lat a do moich 16 urodzin brakowało pół roku. Akurat skończyłem gimnazjum, poznałem więc wiele nowych ludzi (zacząłem w tym okresie jeździć na dyskoteki, aktywnie korzystać z telefonu komórkowego i internetu). Wtedy jeden ze znajomych nauczył mnie palić. Podobało mi się to. Zaciągałem się pierwszy raz w życiu, dym miał bardzo intensywny aromat, który mi się podobał, kręciło mi się w głowie, a kończyny stawały się jakoś dziwnie ciężkie. Było to dla mnie całkiem nowe uczucie, które też mi się zajebiście podobało. Pamiętam jeszcze, że wtedy byłem przekonany że to takie palenie dla jaj, że się nie uzależnienie, bo niby jak skoro nie paliłem regularnie? Byłem nawet pewny że nigdy w życiu nie kupie paczki fajek, a ewentualnie jakiś kumpel zarzuci szluga na imprezie. Tak się jednak stało że już we wrześniu kupiłem swoją pierwszą paczkę fajek, potem zacząłem to robić regularnie aż do teraz (miałem rok przerwy, ale gdy ukończyłem 18 lat tak mnie jakoś wszystko zaczęło drażnić i wkurwiać że znowu zacząłem jarać). No ale nie o tym miało być.
Gdy już zaciąganie się fajką szło mi bardzo sprawnie (nie kręciło mi się w głowie, a ręce i nogi miały normalny ciężar), jeden z kumpli (teraz trudno by mi było sobie przypomnieć imię bo długo się nie widzieliśmy), na jakiejś imprezie zaproponował że tym razem zapalimy coś innego. Nabił lufkę, puścił ją w koło, poinformował mnie że to nie fajka i mam trzymać dym w płucach ile wlezie. Dym marihuany przetrzymywany w płucach dziwnie mnie łaskotał, aż za kaszlałem. Potem już było super, czułem się jak ten bóg czy jak tam to się mówi. Śmieszyło mnie wszystko - od twarzy osób mnie otaczających, po takie bzdety jak dziwno kształtne kamienie. Oczy mi się przykurczyły i zrobiły czerwone, ale w kolejnych dniach ciachałem jeszcze.Nie paliłem tego regularnie, choć w tamtym czasie zdarzało się nam to kilka razy w tygodniu. Potem już tylko na dyskotekach - nie wszystkich, ale niektórych - a teraz to już chyba z rok tego nie paliłem. Jakoś za tym nie tęsknię, chociaż jak przytrafiłaby się okazja to na pewno bym zapalił.
W tym czasie (lato - jesień 2006) miałem też kontakt (i to dosyć bliski) z amfetaminą. Pamiętam że jest gorzka, robiło mi się nie dobrze gdy spływała z nosa do przełyku, więc zapijaliśmy ją colą (nie fantą, bo ponoć w takiej fancie jest witamina C, czy jakieś inne gówno, które osłabia działanie narkotyków). Nie czułem głodu, byłem mocno pobudzony, czułem że nie ma na ziemi człowieka który mógłby powalić mnie w walce (a jeśli był, to nie bałbym się z nim stanąć do boju). I jeszcze najważniejsze co utkwiło mi w pamięci - mój penis był dziwnie mały i głównie temu bałem się zbyt często brać to gówno. Ale zdarzało się - raz w miesiącu, może i dwa. Powiedziałem dość dopiero w tedy, gdy zdarzył mi się przykry dla mnie incydent. Po pewnej imprezie ocknąłem się gdzieś tak o 1 może 2 w nocy. Nie było już żadnego autobusu, znajomi mnie wychujali i pojechali beze mnie, a na stopa też nikt mnie nie chciał zabrać. Więc postanowiłem, że pobiegnę - i tak całe 20 kilometrów aż do domu, bez przerwy na odpoczynek, który wtedy był mi nie potrzebny. Następny tydzień był dla mnie okrutny, ale najbardziej dzień następny - miałem zakwasy, suszyło mnie, ledwo chodziłem, schudłem kilka kilogramów. Przez następny tydzień jadłem mało, wszystko mnie bolało, czułem sie fatalnie i straciłem coś około 8 kg. Byłem chudy, a waga 64kg przy wzroście 178 centymetrów mnie przerażała. Wtedy już więcej nie próbowałem żadnych narkotyków poza marihuaną (nie wiem czy to dzięki silnej woli, czy dzięki temu że nie było już jakoś okazji).
I teraz małe podsumowanie - nie wiem ile razy paliłem marihuanę, ale pamiętam że z amfetaminą bawiłem się 5 razy w życiu. Być może jeszcze kiedyś zapale sobie zielsko, ale amfetaminy już chyba nie spróbuję, bo mam jakiś uraz do niej, co nawet dobrze mi wyjdzie. Być może pomyślicie że to była narkomania, ja jednak wiem że tak nie było - nie uzależniłem się od żadnego z tych środków, więc wszystko jest ok...

Brak komentarzy: